Mamy za sobą dopiero kilkanaście dni nowego roku szkolnego, a już się zaczęło – znów, zresztą jak w każdym wrześniu, kwitną patologie związane z funkcjonowaniem rodziców w szkole, w szczególności z działaniem rad rodziców. W tym roku są one rozwinięte twórczo pod pretekstem pandemii, o czym donoszą mi chętnie rodzice z różnych zakątków Polski.
Tworzenie rad rodziców. Jak zwykle niezbyt często wszystko jest zgodnie z ustawą Prawo oświatowe. Głosowanie tajne? Rzadko. Samodzielnie, w gronie rodziców, bez nacisków dyrekcji czy wychowawców prowadzących zebranie? Ależ skąd. Swoją drogą gdyby nie nauczyciele ze swoimi błagalnym tekstami „A może mama Pawła?”, „Niech się ktoś zlituje, musimy wybrać…”, „W zeszłym roku nasza trójka klasowa się tak wspaniale sprawdziła, może więc będzie pracować dalej?” itp. – wówczas w wielu klasach nie udałoby się w ogóle wybrać rad klasowych. Ale w tym roku doszły nowe elementy – pandemiczne. Koronawirus sprawia, że wybory członków rad klasowych mają się odbyć wyjątkowo szybko, na odległość, a czasem… w ogóle ma ich nie być. Stąd dość częste pomysły, aby „przedłużyć kadencję” rady rodziców, stąd wybory jawne, szybkie, nawet bez zgody wybieranych rodziców (co oczywiste najłatwiej wybrać nieobecnych – na pewno nie będzie ich sprzeciwu, prawda?).
Składka na radę rodziców. Tu też wszystko „w normie”. Czyli wiadomo, że ustawowo składki na radę rodziców są dobrowolne, że nie wolno zmuszać do ich płacenia, że – tym bardziej – dziecko nie może paść ofiarą niepłacenia składek przez rodziców (wciąż zdarzają się w czerwcu patologiczne pomysły typu: rodzice nie zapłacili składek – nie dostaniesz świadectwa). Co w związku z tym? Ustala się „sugerowane, minimalne wysokości składek”, „indywidualne składki, których suma globalna w ramach klasy powinna wynieść X złotych” oraz inne łamańce i systemy wywierania presji na rodzicach, aby opłacili te „dobrowolne” składki.
Kasa rady rodziców. Tu też bez zmian, bo układ jest prosty: rada rodziców ma skutecznie zbierać składki od rodziców (te dobrowolne). A generalnie ma nie wnikać w działanie szkoły – ma zbierać kasę i wydawać ją według życzeń dyrektora, który – wersja optymalna – ma nieograniczony dostęp do konta bankowego rady rodziców. Aha, kasa, no ona jest najważniejsza, bo pandemia – teraz jeszcze ktoś tam (MEN, gmina) dostarczają maseczki czy płyn dezynfekujący, ale co będzie za miesiąc, co będzie w styczniu czy w marcu? Jeśli przez lata nie było pieniędzy na papier toaletowy czy mydło i musiała te (niby podstawowe) artykuły finansować rada rodziców, to dlaczego mamy uwierzyć, że teraz będą na to pieniądze?
Działania rady rodziców. Co takiego? Jakie działania? Przecież już zostało powiedziane, że rada rodziców jest od zbierania kasy. No dobrze, niech rodziców przygotują coś dla ósmoklasistów i studniówkę. I to wszystko. Żadnego wnikania w sprawy szkoły!
Program wychowawczo-profilaktyczny. Oooo, to ważny dokument, który rada rodziców ma uchwalić wspólnie z redą pedagogiczną do końca września. Teoretycznie, bo ile razy można powtarzać, że rodzice mają nie wnikać? Dokumenty (np. te programy wychowawczo-coś tam, coś tam) mają grzecznie przyklepywać zgodnie z życzeniem dyrektora i już!
Opiniowanie działania w szkole organizacji pozarządowych. Ojej, była o tym mowa w lipcu, że rodzice mają mieć większy wpływ na to, no ale to była kampania wyborcza (projekt jest w sejmie i niech się mrozi). Właściwie to już dziś mają taki wpływ – zgodnie z ustawą, czyli teoretycznie, bo w praktyce mają nie wnikać… (patrz wyżej).
Ubezpieczenie NNW. Znowu, kolejna rzecz, o której chcą decydować rodzice. Po co? Jest już przecież wybrana oferta. Że co – że to rodzice płacą i oni powinni decydować? Że to śmieszna kwota, bo za złamanie palca przez dziecko będzie 50 złotych? Dajmy spokój – to ubezpieczenie, w tej firmie jest w szkole „od zawsze” i tak ma zostać. No! (Tu gest Wilhelmiego z „Kariery Nikodema Dyzmy”).
Wersja graficzna – kasiarozek.pl: