To się nie zmienia właściwie przez cały okres pandemii. Wszyscy czekają z niecierpliwością na przedstawienie kolejnych zmian związanych z obostrzeniami czy nowymi zasadami pandemicznymi. Z niecierpliwością, ponieważ nie są one wcale takie oczywiste i logiczne, a ponadto są zwykle komunikowane na ostatni moment. Ma to znaczenie nie tylko – o czym mowa najczęściej w mediach – dla handlu, który musi zakupić towar, uzgodnić godziny pracy personelu i przygotować pomieszczenia. Te same problemy dotyczą również sfery edukacji. Tu przecież również zmiana z systemu pracy zdalnej na tradycyjny (a jeszcze bardziej na hybrydowy) wymaga specyficznych przygotowań: bezpiecznego zorganizowania pracy szkoły, zaopatrzenia w środki dezynfekcyjne, przestawienia się nauczycieli na inny tryb pracy. To wszystko wymaga pracy i czasu! Dlaczego więc rządzący informują o zmianach w ostatnim momencie, dając szkołom trzy-cztery dni (w tym weekend)?
W mediach społecznościowych panuje dość powszechne przekonanie, że po prostu rządzą nami ludzie bez wyobraźni, nieodpowiedzialni, nieprzygotowani do pełnionych funkcji (używam określeń dość łagodnych – w rzeczywistości na FB czy TT pisze się dużo mocniej). Wolę jednak bardziej optymistyczne i nieco naiwne stwierdzenie, że rząd i MEiN po prostu tak bardzo ufają w sprawność dyrektorów szkół – wiedzą, że ci sobie na pewno poradzą, nawet w trzy dni. I pewnie w tym względzie mają rację, bo dyrektorzy szkół wykazują się dużą sprawnością w organizowaniu edukacji zdalnej oraz szczególnie trudnego nauczania hybrydowego.
Na marginesie – gdyby dyrektorzy byli tak zorganizowani jak ich ministerstwo, to edukacja zdalna leżałaby i kwiczała. Tylko po co im takie ministerstwo? To pytanie powraca przez cały okres pandemii i wróci pewnie po niej, o coraz bardziej staje się zasadne…