Najpierw myślałem, że tylko moja córka tak ma. A jednak czytam w sieci, że to powszechne zjawisko. Zjawisko, którego nie da się wytłumaczyć wyłącznie tym, że dzieci oczekiwały koronaferii, a tu raptem ci źli nauczyciele każą im się uczyć.
Otóż coraz mocniej nabieram przekonania, że nauczyciele (napiszę wyraźnie: niektórzy) po prostu – jakiego tu użyć słowa – PRZESADZAJĄ! Tak, przesadzają z obciążeniami uczniów.
Okazuje się, że lekcje na odległość organizowane z wykorzystaniem najnowszych technologii nie są, powiedzmy szczerze, przytłaczającą większością. Śmiem twierdzić, że są w mniejszości – tyle tylko, że dzięki ich pokazywaniu w sieci czy telewizji mamy wrażenie, że oto wielkimi krokami weszliśmy w cyfrowy XXI wieku w edukacji. Tymczasem jest raczej tradycyjnie.
Jak to wygląda? Prosty przykład: uczeń ma z jednego przedmiotu przeczytać rozdziały VII-IX, a następnie odpowiedzieć pisemnie na dwa pierwsze zadania z każdej części. A z przedmiotu drugiego – obejrzeć sztukę na YT (to dopiero nowoczesność!) i odpowiedzieć pisemnie na siedem pytań.
Łatwizna? Wygląda, że nie jest to dużo roboty. Do czasu, gdy uświadomimy sobie, że te trzy rozdziały to kilkadziesiąt stron do przeczytania, a sześć zadań (po dwa do każdego rozdziału) wymagają rozbudowanej odpowiedzi pisemnej. Podobnie jak siedem pytań do obejrzanego filmu, na który zresztą trzeba też poświęcić czas (zarezerwować domowy komputer) na jakieś dwie godziny. Robi się praca na dwa dni.
Dlaczego o tym piszę? Bo chciałbym apelować do nauczycieli, prosić ich o rozważne zadawanie lekcji, o zastanowienie nad czasem, który zajmują dzieciom. A także na zrozumienie, że sytuacja domowa uczniów jest różna – i nie chodzi tylko o sprzęt (o którym pisałem wczoraj), ale o sprawy czysto ludzkie – problemy związane ze współżyciem z innymi domownikami na ograniczonej powierzchni, konieczność pracy rodziców w domu, a także trudności natury psychicznej, które będą narastać z każdym dniem i tygodniem. Bo o ile na razie dla dzieciaków to wszystko jest nowością, fajną przygodą, dodatkowymi dniami wolnymi, koronaferiami, o tyle za tydzień czy dwa będą już mieli dość tego siedzenia w domu, zwłaszcza że za oknem coraz piękniej świeci słońce. Zresztą także ich rodzice, właściwie my wszyscy będziemy mieli tego dość.
Dlatego apeluję: nauczyciele, zlitujcie się trochę, bo zamęczycie swoich uczniów! Tak nie da się pracować (co bardzo możliwe) do maja czy nawet do końca tego roku szkolnego!