Rząd postanowił od 6 maja otworzyć żłobki i przedszkola. Choć właściwie nie jest to precyzyjne sformułowanie. Diabeł tkwi w szczegółach. A ciekawe są zwłaszcza szczegóły trzy.
Po pierwsze – jak zwykle nie ma rozporządzeń określających zasady. Czyli znów (bo nie po oraz pierwszy podczas pandemii), zamiast rozporządzenia ogłoszonego w dzienniku urzędowym, źródłem prawa stają się komunikaty wygłaszane podczas konferencji premiera i ministrów albo infografiki (puszczane w tle podczas tych konferencji bądź zamieszczane na TT).
Po drugie – rząd nie otwiera, ale daje taką możliwość, czyli: my, kochani rodzice, dajemy wam możliwość posłania dzieci do żłobków i przedszkoli, no ale czy tak się stanie, to już zależy od organów prowadzących – jak oni się nie wyrobią z przygotowaniem do otwarcia, to ich wina. A do ew. otwarcia niespełna tydzień, w tym weekend majowy. No i brak określonych zasad (patrz wyżej). I potencjalnie duże koszty, bo kto będzie oszczędzał na bezpieczeństwie dzieci…
Po trzecie – na razie tylko w formie infografik są przedstawiane propozycje warunków, jakie mają spełnić żłobki i przedszkola. Generalnie: jedno dziecko na 4 metry kwadratowe, dezynfekowanie zabawek po każdym użyciu, no i oczywiście dystans społeczny.
Zatem po aktualnych „poluzowaniach” ma być tak:
– Boisko „Orlik”: 6 osób na 1860 m kw., czyli 1 os. na 310 m kw.
– Kościół: 1 osoba na 15 m kw.
– Galeria handlowa: 1 osoba na 15 m kw.
– Żłobek: 12 dwulatków na… 40-50 m kw.
Dodajmy: dwulatków zupełnie nieruchliwych, nieprzytulających się do pani i do siebie – karnie trzymających odstęp 2 m od innych.
Logiczne, prawda?