targowek

Aferka

Mój kolega pełniący funkcję wiceburmistrza Dzielnicy Warszawa-Targówek odpowiedzialnego za sprawy edukacji wywołał ostatnio aferkę (sorry, Jędrzej, do prawdziwej afery to jeszcze temu daleko!). Otóż w swoim piśmie do dyrektorów i nauczycieli zaapelował o schludny wygląd podczas lekcji zdalnych, a także dbałość o to, co widać w tle – co uczniowie mogą zobaczyć za plecami nauczyciela.

Reakcja była do przewidzenia: newsy w mediach (np. tutaj), głosy oburzenia. Że się traktuje dorosłych ludzi jak dzieci, że to podważa autorytet nauczycieli itd. W zasadzie się temu nie dziwię. Też byłbym oburzony, gdyby ktoś strofował mnie, że mam się umyć, ogolić, przyzwoicie ubrać oraz sprzątnąć brudne skarpetki z niepościelonego zresztą łóżka z teamsowego czy zoomowego tła.

Kłopot w tym, że – jak wynika zresztą z doniesień medialnych – pomysł owego pisma nie narodził się w wiceburmistrzowskiej głowie sam z siebie, ale był efektem ankiety wśród rodziców, którzy zauważyli, że niektórzy nauczyciele nie zwracają uwagi na to, co widzą uczniowie podczas lekcji, a przecież – chyba nikt nie ma żadnych wątpliwości – sposób prezentowania się nauczyciela podczas lekcji (także zdalnej) ma oczywisty walor edukacyjny.

I tu dochodzimy do sedna: słowa NIEKTÓRZY. Trzeba mieć świadomość, że nauczyciele są różni. Ci, którzy się oburzyli na zawarte w piśmie sugestie dotyczące wyglądu, raczej nie byli jego adresatami. Ba, przypuszczam, że nie są także w przytłaczającej (przejąłem to słowo od ministra Piątkowskiego) większości, której problem absolutnie nie dotyczy.

W tym miejscu przywołam jedne z moich ulubionych badań, autorstwa Grażyny Poraj (obecnie profesor Uniwersytetu Łódzkiego), która stworzyła trzy profile nauczycieli, wyróżniając pasjonatów, frustratów i rzemieślników. Tę pierwszą grupę opisała tak:

Pasjonaci, reprezentujący 35% badanych, okazali się osobami z istotnie lepszym zapleczem rodzinnym i lepszymi kwalifikacjami, określonymi formalnym awansem zawodowym. (…) Mają bardzo pozytywny stosunek do świata i innych ludzi. Akceptują siebie i wierzą we własne możliwości. Mają poczucie skuteczności zawodowej i lubią wyzwania. Śmiało formułują cele i potrafią je z uporem realizować. Charakteryzują się energią życiową, którą mogą zarażać innych. Potrafią skutecznie radzić sobie z problemami i chętnie pokonują przeszkody. Z łatwością budują relacje z innymi ludźmi, są serdeczni i zawsze gotowi do udzielania pomocy. Są też asertywni, co daje im poczucie niezależności. Charakteryzują się ciekawością poznawczą, akceptacją dla nowości i nie boją się zmian. […] Wykazują duże zaangażowanie w pracy, są wytrwali i rzetelni. Nie mają tendencji do dominowania nad innymi, raczej oferują im relacje partnerskie. Wykazują bardzo niski poziom syndromu agresji, przy dużej umiejętności kontrolowania swoich emocji i zachowań. Nie są konfliktowi. Wykazują duże zadowolenie z pracy, a także i z życia. Co ciekawe, ich zapał do pracy i satysfakcja z niej towarzyszą im niezmiennie przez cały okres pracy w szkole. Takie osoby są najbardziej pożądane dla profesji nauczycielskiej. Mogą znakomicie i refleksyjnie wypełniać obowiązki wynikające z pełnionej roli zawodowej, a równocześnie być wzorcem osobowym dla swoich uczniów.

Optymistyczny opis, prawda? Ale dotyczy tylko jednej trzeciej. A reszta? Tego już cytować nie będę…

Myślę, że kluczem do rozmowy o szkole: o nauczycielach, o rodzicach, o relacjach nauczyciele–rodzice jest zrozumienie, że i jedni, i drudzy są niezwykle zróżnicowaną grupą. Mówiąc najprościej: w każdej z tych grup znajdziemy ludzi mądrych i głupich, nastawionych na współpracę i konfrontację, o niskim i wysokim kapitale kulturowym, także ludzi dbających o swój wygląd, higienę i… mniej aktywnych w tym zakresie.

Zatem jeśli w tej aferce jest coś żenującego to – moim zdaniem – nie samo pismo, ale to, że musiało powstać.

Comments are closed.